Kalejdoskop

Zaufali nam

Nauka jazdy konnej

„Najpierw trzeba pokonać strach: "na pewno spadnę!". Ale żeby spaść, trzeba najpierw wsiąść. Instruktor tłumaczy: stań po lewej stronie konia tyłem do łba, lewa noga w strzemię (gorzej, bo trzeba ją zadrzeć wysoko), teraz prawą nogę przerzuć nad grzbietem konia (łatwo powiedzieć!). Po kilku próbach masz ochotę poprosić o drabinę albo zrezygnować. Instruktor podsadzi cię, podpierając siedzenie. Siedzisz. Wysoko i w dodatku koń się rusza. Kiedy już się oswoisz z wysokością, instruktor połączony z koniem lonżą próbuje cię przekonać, że stęp jest najwolniejszym krokiem i nic ci się nie stanie. Nie wierzysz. Kołyszesz się na boki, garbisz, kurczowo trzymasz się siodła. Koń zatacza koła, idzie szybciej (zdaje ci się, że bardzo szybko), a instruktor mówi do niego szyfrem, którego nie rozumiesz. Kiedy strach trochę minie, zorientujesz się, że mówi do ciebie, prosząc, żebyś unosił biodra w rytm kroku konia (czyli anglezował), żebyś wyprostował plecy i położył jedną rękę na udzie. Mowy nie ma! A to już jest kłus. Każda część ciała podryguje w niekontrolowany sposób. Jeszcze jedno koło i jeszcze jedno. Już nie jest tak wysoko, już tak nie obijasz sobie siedzenia, ale marzysz o tym, żeby zejść. Na szczęście to koniec pierwszej próby. Stoisz na ziemi i patrzysz na następną ofiarę. Radzi sobie tak jak ty, ale tobie już nie wydaje się to takie trudne, myślisz nawet, że nie było tak źle…

Z dnia na dzień jest coraz lepiej. Wsiadasz sam, schodzisz sam, jedziesz sam. Tak naprawdę dopiero teraz zaczyna się nauka. Już nie anglezowanie jest problemem, ale ustawienie nóg, powodowanie koniem za pomocą łydki i dosiadu…”

Teresa Kruszona

Galeria



 

Zobacz projekty

Paintball

Szkoła przetrwania

Slub jak marzenie

Jazda konna

 

 
Partnerzy:
           
     
design by